W samym centrum Śląska, na katowickim Brynowie, powstało miejsce szczególne dla każdego smakosza włoskiej kuchni i włoskich przysmaków. Pani Alicja Rymaszewska – Paszek od czterech lat prowadzi Włoskie Delikatesy Portafortuna. Czy marzenia o przeniesieniu skrawka Italii do Katowic mogły się udać? Pani Alicja nie wątpiła w to ani chwili! Może pomogła znajomość ludzkiej natury i potrzeb wyniesiona ze studiów socjologii? A może żywiołowy optymizm i wsparcie bliskich? Na pewno jednak do sukcesu przyczyniła się niesamowita wiedza, pasja i ciekawość świata, a Włoch w szczególności! W stuletniej pięknej kamienicy ziściły się marzenia i efekt ciężkiej pracy.
Włoskie delikatesy „Portafortuna” postawiły przede wszystkim na wysoką jakość produktów sprowadzanych z najróżniejszych zakątków Włoch. Wszystkiego pani Alicja dopilnowuje osobiście. Smakuje, wącha, szuka, odkrywa nowe. Ale to akurat dla właścicielki tego klimatycznego miejsca żaden kłopot! Pani Alicja jest prawdziwą pasjonatką kuchni, gotowania i biesiadowania przy wspólnym stole. „Jesteśmy taką włoską rodziną” śmieje się opowiadając o dobrym duchu Pani Babci, która wypełniała delikatesy pozytywną energią. „Jest nas dużo, lubimy dobrze zjeść, cenimy sobie dolce far niente i darzymy się szacunkiem. A do wspólnego stołu zapraszamy również przyjaciół”.
W „Portafortuna” także udało się stworzyć cudną, rodzinną atmosferę. Młody personel współpracuje z delikatesami od lat, ucząc się wszystkiego od podstaw. Teraz te „dzieci” jak pieszczotliwie nazywa ich pani Alicja, to doskonale wykwalifikowani znawcy włoskiej gastronomii, gotowi służyć radą i wiedzą każdemu klientowi. Z Panią Alicją spotykamy się w sierpniowy poranek przed jej sklepem. W dłoń bierzemy aromatyczną kawę i gawędzimy o tym, jak to się wszystko zaczęło. Jak stworzyliśmy włoskie delikatesy Portafortuna.
Wywiad z Alicją Rymaszewską-Paszek – właścicielką Portafortuny
Ten cykl wywiadów nazwaliśmy „rozmowy przy kawie”. Jaka jest Pani ulubiona kawa?
Zdecydowanie espresso i to takie w sycylijskim stylu, czyli króciutkie i gęste. Uwielbiam je za jego głębię koloru, aromat i potęgę smaku. Lubię je również dlatego, że potrafi wyeksponować największe atuty wysokiej jakości ziaren kawy, a jednocześnie pozwala zweryfikować ewentualne niedoskonałości. Nie mogę oczywiście w dzisiejszej rozmowie pominąć cappuccino, które przy włoskim śniadaniu po prostu znaleźć się powinno. Warto tu jednak zaznaczyć, że zamówienie go we Włoszech po południu, może sprowadzić na nas pogardę otoczenia.
A skoro już jesteśmy przy kawie, może mówmy sobie po imieniu 🙂
Zacznijmy od początku. Jesteś właścicielką włoskich delikatesów Portafortuna w Katowicach. Skąd taki pomysł na biznes, na życie?
Wszystko zaczęło się od naszych podróży do Włoch. Z biegiem lat zauważyliśmy, że bez względu na porę roku zawsze wybieramy Włochy i bardzo nam to pasowało. Zaczęliśmy się zastanawiać, co zrobić żeby bywać tam częściej. Obydwoje z mężem uwielbiamy podróże kulinarne, ja zawsze uwielbiałam gotować, poznawać nowe produkty i przepisy. Kolekcjonuje książki kucharskie i pasjami oglądam programy kulinarne. Nazwy potraw, produktów, receptur same wpadają mi do głowy i układają się w nowe pomysły, w przeciwieństwie do np. liczb czy imion. Moja teściowa, która sama wspaniale gotuje dzwoni do mnie za każdym razem gdy nie może przypomnieć sobie nazwy jakiegoś dania. Śmieje się że „Alicja wie wszystko” (śmiech). To oczywiście gruba przesada, ale mogę z pamięci wymienić nazwy wszystkich naszych produktów. Przy czym mamy ponad 80 rodzajów sera i 60 gatunków wędlin, ponad sto etykiet wina i długo by jeszcze wymieniać… Pewnie dlatego, że wszystkiego spróbowałam (śmiech).
Wracając do pytania skąd pomysł na Portafortunę? Uwielbiam gotować i karmić ludzi, celebrować chwile w dobrym towarzystwie przy dobrym jedzeniu i winie, rozmawiać o gotowaniu i wine pairingu. Podstawą wszystkiego jest dobry produkt. Zdecydowanie to był mój klucz, jak się okazało do szczęścia (przyp. autora : Portafortuna z włoskiego oznacza talizman przynoszący szczęście).
Z początku myśleliśmy o małym wine-barze ze skromną kuchnią. Jednak nie mieliśmy w tym doświadczenia, a uwierz mi świat gastronomii jest bezwzględny. Lokal też okazał się za mały, żeby miało to sens, po rozlokowaniu wszystkich obowiązkowych pomieszczeń w restauracji, zostało miejsce na 2-3 stoliki.
Wtedy pomyśleliśmy o małym sklepiku, w którym jak w pigułce zamkniemy to co najlepsze znajdziemy we Włoszech. Chcieliśmy odtworzyć to co najbardziej urzeka nas we włoskich sklepikach i kawiarniach. To miało być miejsce, w którym można się dobrze poczuć od samego progu, ciepłe, gościnne, wypełnione wspaniałymi produktami po brzegi i pachnące dobrą kawą. O tak dobra kawa podczas robienia zakupów to jest to. Od razu postanowiliśmy, że muszą to być produkty najwyższej jakości, bo włoska kuchnia produktem stoi. I tak to się zaczęło.
Czy bliscy Cię wspierali od początku?
Na początku wspierała mnie mama, nazywana przez klientów „Panią Mamą”. To dzięki niej i oczywiści Babci, która uwielbiała u nas przesiadywać udało się wprowadzić do sklepu prawdziwie ciepły rodzinny klimat. Był też mój sporo młodszy brat Kamil, który pomógł mi zbudować zespół, sprowadził do sklepu swoich znajomych. I tak powstała nasza rodzina „Portafortuna”. Po czterech latach Ci wspaniali młodzi ludzie, są bardzo lubiani przez naszych klientów, a przede wszystkim stanowią wysoko wyspecjalizowany personel o ogromnej jak na ich wiek wiedzy na temat włoskich produktów i wina.
Wszyscy pytają mnie czy nie bałam się, że Portafortuna się nie uda. A ja nie miałam ani przez chwile wątpliwości. Głównie dlatego, że miałam ze sobą niesamowite wsparcie mojego męża, na którego zawsze mogę liczyć oraz cudowny i zaangażowany zespół ludzi. Byłam też przekonana, że jak włożę w ten projekt całe swoje serce i utrzymamy stale, niezawodnie wysoki poziom naszych produktów i obsługi to ludzie nam zaufają i docenią naszą pracę. Prze ostatnie 4 lata Porta dała nam masę satysfakcji i szczęścia, poznaliśmy cudownych ludzi i zdobyliśmy nowych wspaniałych przyjaciół. Czujemy, że to była dobra decyzja i zdecydowanie częściej mamy okazje być we Włoszech. Więc dziś jesteśmy wdzięczni, za to jak jest.
Łatwo było znaleźć pasjonatów włoskich przysmaków w sercu Śląska? Kim są Pani klienci?
Nasi klienci to wspaniali ludzie, wnoszą do sklepu mnóstwo dobrej energii, ale też nie wychodzą z pustymi rękoma. Niektórzy nawet mówią, że sprzedajemy tu szczęście. Najtrudniej było zdobyć ich zaufanie, na rynku pojawia się sporo włoskich produktów, ale sporo z nich jest niskiej jakości. Po 4 latach selekcji produktów i stawiania na najwyższą jakość możemy pochwalić się, że cieszymy się sporym gronem stałych klientów.
Wielu z nich to prawdziwi pasjonaci włoskich przysmaków, sporo się od nich nauczyłam już od pierwszego dnia istnienia Portafortuny. Myślę, że ludzie którzy mają słabość do dobrego jedzenia po prostu się przyciągają. Uwielbiam nasze rozmowy, podczas których wspominamy włoskie podróże, smaki, produkty, wymieniamy się przepisami, informacjami na temat ciekawych miejsc. Kiedy otwieraliśmy sklep nie miałam pojęcia o niektórych produktach, to właśnie nasi klienci nakierowali mnie w ich stronę. A dzisiaj nie wyobrażam sobie, żeby nie było ich w naszym sklepie. Tak było na przykład z neapolitańską baba. To piaskowa baba nasączona rumem, właściwie w nim pływającą, jest obłędna, już nie mogę doczekać się przedświątecznej dostawy z Neapolu.
Od czterech lat edukuje Pani Ślązaków czym są prawdziwe, oryginalne, włoskie produkty. Z jakiegoś sprowadzonego do Katowic przysmaku jest Pani szczególnie dumna?
Jest sporo takich rzeczy, za każdym naszym produktem stoi inna historia i wspaniali ludzie. Jestem wdzięczna, że mogłam ich poznać i zobaczyć jak ciekawa i wymagająca jest droga do uzyskania doskonałego produktu, jakiego możemy próbować tu na miejscu.
Osobiście uwielbiam prosciutto, które dojrzewa w Valdobbiadene, stolicy Prosecco przez 36 miesięcy i co tydzień nebulizowane jest mgiełką tego zacnego trunku. Jestem ogromnie dumna, że jako jedno z nielicznych miejsc w Polsce i Europie jesteśmy dystrybutorem genialnego Amarone De Buris z winnicy należącej do rodziny Tommasi. Wielką dumą jest nasza selekcja rzemieślniczych serów sprowadzanych z serowarni ze wszystkich regionów Włoch. Cieszą mnie też sezonowe produkty, które pojawiają się u nas krótkimi seriami. Na przykład przepiękne radicchio di treviso igp na które zbliża się sezon jesienią. A tak naprawdę cieszą mnie wszystkie produkty. Gdy przyjeżdża dostawa z Włoch czuję się jak dziecko, które odpakowuje prezenty pod choinką. Ta ekscytacja jest bezcenna.
Uchylmy rąbka tajemnicy – czego Polacy niechętnie kosztują i kupują?
Jest to zdecydowanie tłuszcz. Taki, który znajdziemy na nodze dojrzewającej szynki Prosciutto Crudo di Parma czy San Daniele albo w większej ilości jak w Lardo czy Guanciale. Lardo to słonina dojrzewająca w 12 ziołach w marmurowych kadziach. Guanciale natomiast to podgardle wieprzowe dojrzewające w pieprzu, podstawa carbonary czy amatriciany. To co jest we Włoszech uznawane za rarytas, generuje też większe koszty produkcji. Na przykład świnki hoduje się 6 miesięcy dłużej, żeby nabrały cennego tłuszczu. Różnica jest taka, że w Polsce często uznawane jest to za zbędne. A szkoda, bo tłuszcz jest nośnikiem smaku, naturalnym wzmacniaczem. To on nadaje dojrzewającej szynce te uwielbiane przez nas aromaty i smaki. Odpowiednio cieniutko ukrojona wędlina z tłuszczem rozpłynie się w ustach, i dotrze do wszystkich kubków smakowych pozwalając w pełni cieszyć się jej walorami.
Paolo Petrini we wstępie do kulinarnej biblii „La Cucina” napisał: „Tylko żyjąc we Włoszech, znając tradycje kraju i będąc w stałym kontakcie z życiem codziennym, można zrozumieć, ocenić i wybrać te produkty, które stanowią prawdziwe domowe jedzenie.”. Często podróżujesz do Włoch, prawda? Co tam znajdujesz?
Od podróży wszystko się zaczęło to one zainspirowały nas do otwarcia sklepu. W Portafortunie mamy narysowaną mapę Włoch, a na niej magnesy. Przywozimy je z każdego miejsca, które odwiedziliśmy od momentu otwarcia sklepu. Bardzo lubię na nią patrzeć, bo każdy magnes przywołuje wyjątkowe wspomnienia. Za nimi idą też produkty, które razem z nami wracają do Portafortuny.
Wyjątkowe miejsce w mojej pamięci ma wizyta u cudownej rodziny z Toskanii produkującej oliwę. Siedzieliśmy przy stole z dziadkiem, mamą i synem, wokół biegał ich cudowny psiak, a na stole pachniały najlepsze ziemniaczki z rozmarynem jakich w życiu próbowałam. Zapachy tego stołu zostały ze mną na zawsze. To co jednak najbardziej mnie urzekło to słowa dziadka. Powiedział, że „Włochy to rodzina, a rodzina to wspólny stół i wspólne celebrowanie czasu. Jeśli więc chcesz poznać Włochy, zasiądź tu do wspólnego stołu i celebruj chwile”. To piękne, prawda?
To właśnie przez stół, potrawy i ich składniki poznajemy każde kolejne odwiedzane przez nas miejsce. To właśnie przy stole nawiązują się najciekawsze rozmowy i często dowiadujemy się co warto zobaczyć, gdzie pójść i co jeszcze spróbować. Tu poznajemy też cudownych ludzi i ich historie.
Stół i kuchnia to ważny element Twojego codziennego życia? Możesz zdradzić co najchętniej serwujesz, kiedy już zamknie drzwi delikatesów?
Uwielbiam Włoską kuchnię za jej prostotę, to że wystarczą trzy, cztery składniki wysokiej jakości i mamy na stole dzieło sztuki. Weź na przykład taką burratę. Podrzyj ją na kawałki, dodaj kilka plasterków Parmy, kilka suszonych pomidorów, listki bazylii i oliwę z oliwek. I już masz cudowną przekąskę. Kocham proste przepisy i nie lubię gdy we włoskiej restauracji, poza Włochami, dostaję danie z 12 składników, to pomyłka. Gotowanie jest moją wielką pasją i sprawia mi wiele satysfakcji. Jednak najlepsze jest dzielenie się tym co przygotowuje z rodziną i przyjaciółmi. Od nas nikt nie wychodzi głodny, ja po prostu uwielbiam karmić ludzi (śmiech).
Mam sporo ulubionych dań, ale są takie, które wzbudzają szczególną ekscytację w naszym gronie, między innymi cudowna, skromna i pełna umami parmigiana. Albo na przykład rozpływające się w ustach delikatne ravioli np. ze szparagami czy pieczona w ziołach jagnięcina. Mój mąż niezmiennie od lat jest fanem krwistego steka fiorentina. A dzieciaki ubóstwiają lasagne, pizzę margheritę i spaghetti al pomodoro z salsiccią. Sama ubóstwiam przygotowywać sobie spaghetti alla vongole, to moje ulubione danie.
„Portafortuna” to w tłumaczeniu „przynoszący szczęście”. Czego Życzyć Ci w czwarte urodziny sklepu?
Żeby nigdy nie przestała przynosić nam szczęścia.
Włoskie delikatesy Portafortuna – polecamy!
Naszą rozmowę kończymy oczywiście w sklepie! Ponad dwugodzinną, pasjonującą rozmowę o włoskim winie, serach, tradycjach, podróżach i odkryciach chcemy ukoronować zakupami na włoską kolację. Alicja, z którą w międzyczasie przeszliśmy na ty, kroi coraz to nowe rodzaje sera i prosciutto do spróbowania, opowiadając o smakach i zapachach z takim entuzjazmem i zaangażowaniem, że nie można oderwać od niej oczu. Wizytę kończymy obładowani trzema rodzajami sera, lardo, prosciutto crudo, zielonymi oliwkami i odpowiednio dobranym do tego winem. To miejsce jak sama jego nazwa sugeruje, przyniosło szczęście nie tylko jego właścicielom. Delektując się kupionymi pysznościami, w tym własnej produkcji focaccią w ciepły wieczór na przydomowym tarasie zamykam oczy, uśmiecham się i czuję się jak w Italii. To się nazywa szczęście …
Jeśli mało Wam tej rozmowy z Alicją – koniecznie przeczytajcie nasz wpis o oryginalnych włoskich serach! Posłuchacie też opowieści Alicji w specjalnie dedykowanym odcinku naszego włoskiego podcastu. To właśnie w katowickich włoskich delikatesach Portafortuna przyszło nam ich kosztować, a przy okazji posłuchać fascynujących włoskich opowieści właścicielki.