Andrà tutto bene. Czyli wszystko będzie dobrze. To hasło stało się wręcz flagowym podczas pandemii, w której żyjemy od wielu tygodni. Zapraszamy do lektury wywiadu z mieszkanką Werony, na temat tego jak Włochy i Włosi radzą sobie podczas epidemii. To doświadczenie z pewnością wpływa na nas wszystkich i wywołuje w nas skrajne emocje.
Dominuje strach – o własne zdrowie, zdrowie najbliższych, pracę, finanse… Doskwierają ograniczenia i regulacje. Denerwuje natłok wiadomości, frustrują decyzje rządów, sprzeczne informacje i wielka niewiadoma. Te dziwne dni odosobnienia na każdego działają inaczej. Jedni nie mogą znieść zamknięcia, ograniczenia aktywności, inni znajdują czas na rozmyślania, głębokie refleksje dotyczące własnego życia, przyszłości. Pewnie są i tacy, dla których te dni to dobry moment na zwolnienie. Wyhamowanie, spędzenie czasu z rodziną, oderwanie się od niepotrzebnych czynności, które okradały nas z ważnych chwil. Każdy z nas zadaje sobie podobne pytania: co dalej, kiedy to się skończy, czy będzie jeszcze zwyczajnie, jak kiedyś?

Nam, miłośnikom Italii, niezmiernie leży na sercu los Italii i tego jak wyglądają Włochy podczas epidemii. Z zapartym tchem śledzimy doniesienia z Półwyspu Apenińskiego. Smucą nas bezlitosne statystyki, zamknięte granice, puste włoskie place i ulice – normalnie tętniące życiem. Brakuje nam możliwości, by złapać lotniczą okazję, spakować plecak i choć na parę dni wyrwać się. No i odetchnąć tą niezwyczajną, włoską atmosferą. Dyskutujemy, martwimy się i trzymamy kciuki. Bezustannie.
Poznajcie naszego gościa
Fiorella Dal Negro – nasz kolejny gość i rozmówca przy kawie, z którym rozmawialiśmy jeszcze przed Wielkanocą. Na codzień mieszka pod Weroną, właściwie w samym centrum europejskiej pandemii. W niesamowicie emocjonalnym i osobistym wywiadzie, zgodziła nam się opowiedzieć, jak toczy się życie Włochów w tym trudnym momencie. Opowiedziała o swoich tęsknotach, troskach i marzeniach. Zmierzyła się z trudnymi pytaniami o sens i pozytywne aspekty tego niecodziennego doświadczenia. Zapraszamy do przeczytania rozmowy, będącej szczerym świadectwem emocji i przeżyć.

Rozmowa z Fiorellą Dal Negro
DueCappuci: Chcielibyśmy Panią trochę lepiej poznać! Może nam Pani opowiedzieć czym się Pani zajmuje w życiu?
FiorellaDalNegro: Nazywam się Fiorella Dal Negro i od 35 lat jestem zarządcą rolnym i właścicielką agroturystyki w Weronie (Agriturismo alle Torricelle). To już będzie 18 lat, kiedy otworzyłam to miejsce z siedmioma pokojami, żeby móc przyjmować gości. Do naszej agroturystyki przyjeżdżają przede wszystkim obcokrajowcy z całego świata. To miejsce jest dedykowane ludziom, którzy szukają gościnności, kontaktu z naturą czy dobrej gastronomii. Ale też wielbicielom sztuki i kultury (jesteśmy 3 kilometry od centrum historycznego jednego z ważniejszych miast we Włoszech). Ten, kto do nas przyjeżdża, docenia nasze ustalenia, by unikać tutaj telewizji w pokojach i współczesnej technologii.

DC: Jak zmieniło się Pani życie, od kiedy we Włoszech pojawił się koronawirus?
FDN: Zdecydowałam wraz z moją rodziną zamknąć nasz interes pierwszego marca, jeszcze zanim wszedł dekret z dnia 8 marca, w którym sugerowano, by w całych Włoszech wszyscy pozostali w domach. I zanim Premier Conte zdecydował zamknąć działalność handlową. Podjęliśmy taką decyzję, aby chronić naszych gości i samych siebie. Niestety wirus nie pozwolił nam w dalszym ciągu zajmować się naszymi obowiązkami takimi jak Vinitaly, długie wolne weekendy, Wielkanoc czy podejmowanie gości. Teraz poświęciliśmy się pracy na wsi, naszej firmie rolnej, pracy w sadzie i małej farmie, a także remontom w naszych pokojach dla gości.
… ten wirus zjednoczył Włochy, Północ i Południe, pomimo bezsensownych „zatargów kulturowych”, które od dawna nas dzieliły.
Fiorella Dal Negro
DC: Sytuacja jest trudna, ponieważ jest zupełnie nowa, zaskakująca. Co Panią w tym momencie najbardziej martwi? Jak wyglądają Włochy podczas epidemii?
FDN: Niestety dane statystyczne nie kłamią i Włochy są wśród państw najbardziej dotkniętych pandemią. To nas niesamowicie smuci. Przede wszystkim, jeśli chodzi o ludzi, którzy stracili swoich bliskich (średnio codziennie we Włoszech umiera około 600 osób z powodu Covid – 19). Nasze lęki i zmartwienia dotyczą tych wszystkich, którzy cierpią z powodu tej pandemii. Z drugiej strony kłamalibyśmy mówiąc, że nie martwimy się także o naszą pracę. Boimy się, że rok 2020 ograniczy, jeśli zupełnie nie zniweluje możliwość pracy, zarobków, a co za tym idzie naruszy naszą równowagę ekonomiczną, którą z takim poświęceniem staraliśmy się rok po roku wypracować. Nadzieja jest jedyną rzeczą, która pozwala nam się codziennie budzić z uśmiechem. Jesteśmy szczęśliwi, że żyjemy pośród pięknej natury, a nie zamknięci w mieszkaniach bez balkonu.
DC: Za chwilę Wielkanoc. W tym roku będzie inna?
FDN: Przyzwyczajeni, że w tym czasie zazwyczaj pracujemy, w tym roku spędzimy ją we czworo. To nie jest rzecz negatywna, ponieważ zazwyczaj nie ma na to czasu, szczególnie jeśli chodzi o ludzi pracujących w turystyce. Zajmiemy się samodzielnym przygotowaniem dań, a w naszym domy zjednoczymy się przy wspólnym słuchaniu muzyki.
DC: Jak według Pani zmieni się życie Włochów po kwarantannie?
FDN: Po tym niemiłym „doświadczeniu” jestem pewna, że Włosi zajmą się odzyskiwaniem straconego czasu, poświęcą się pracy i docenią te towarzyskie momenty, które traktowali jako mało ważne. Mam nadzieję, że zauważą większą wartość w małych sprawach, jak kolacja wśród przyjaciół i rodziny. Zajmą się też ochroną środowiska, ponieważ zobaczyli, że w tym historycznym momencie ono wreszcie jest w stanie oddychać naprawdę. W tym samym czasie więcej uwagi poświęcą zdrowiu, dbaniu o siebie i wreszcie będą bardziej przygotowani do przestrzegania zasad i utrzymania dyscypliny.
… staliśmy się bliżsi osobom, które cierpią z powodu wirusa, którzy stracili swoich dziadków, rodziców i niestety także swoje dzieci w tej pandemii. Nasze myśli i serca zostaną na zawsze z tymi, którzy mieli mniej szczęści niż my..
Fiorella Dal Negro
DC: Czego teraz Pani najbardziej brakuje?
FDN: Możliwości spędzania czasu, choćby tylko na kawie, z przyjaciółmi i moimi siostrami. Komunikowania się bez pośrednictwa ekranu telefonu. Brak mi spaceru po wąskich i wyjątkowych uliczkach w centrum Werony, pójścia do kina z moją rodziną lub na koncert do Areny. Ale najbardziej brakuje mi fizycznego kontaktu z ludźmi, dla mnie fundamentalnego, jeśli chodzi o włoski sposób przekazywania sobie ciepła i serdeczności.
DC: Wiem, że to trudne pytanie, ale czy według Pani, istnieją jakiekolwiek pozytywne strony pandemii, która nas wszystkich dotknęła?
FDN: Tak, są pozytywne strony. Ludzie się zatrzymali, znaleźli czas, aby pomyśleć o tym, co się dzieje i zrozumieć, jakie są najważniejsze dla nich sprawy. Mogli poznać swoje słabości i swoją siłę. Mam nadzieje, że po tym koszmarze, poprawie ulegną ludzkie wartości w każdym z nas.
Zrozumieliśmy, jak niezwykle ważna jest dla nas natura: to dzięki niej byliśmy w hipermarkecie tylko raz na 40 dni od zamknięcia. Nasz sad i jajka od naszych kur i gęsi dostarczały nam jedzenie, dzień po dniu. Mieliśmy też okazję doświadczyć troski naszych gości – włoskich i zza granicy, którzy kontaktują się z nami, żeby dowiedzieć się jak się mamy. To nas niesamowicie uszczęśliwia. Włochy zjednoczyły się podczas epidemii. Ten wirus zjednoczył Północ i Południe, pomimo bezsensownych „zatargów kulturowych”, które od dawna nas dzieliły. Empatia sprawiła, że staliśmy się bliżsi osobom, które cierpią z powodu tego wirusa, którzy stracili swoich dziadków, rodziców i niestety także swoje dzieci w tej pandemii. Nasze myśli i serca zostaną na zawsze z tymi, którzy mieli mniej szczęści niż my.
DC: Wszyscy mamy nadzieję, że to wreszcie się skończy … Jaka będzie pierwsza rzecz, którą Pani zrobi, kiedy wszystko wróci do normy?
FDN: Poświęcę się tym, którzy stali mi się bliscy w tym trudnym momencie, z którymi współdzieliłam ten czas, nawet jeśli byliśmy od siebie fizycznie oddaleni. Uściskam mocno wszystkich moich przyjaciół, którzy stracili kogoś z powodu wirusa w nadziei, że on już nigdy nie wróci.